Nowe wpisy

Poszukiwania działki

Gdy tylko podjęliśmy decyzje o przeprowadzce na wieś, od razu na tapecie pojawiły się ogłoszenia nieruchomości na sprzedaż. Przynajmniej kilkanaście minut dziennie poświęcaliśmy na przeglądanie nowych ofert. Z początku interesowały nas gotowe rozwiązania w postaci domów z rynku wtórnego oraz domów w stanie deweloperskim. Okazało się jednak, że pierwsza opcja jest droższa niż przypuszczaliśmy, z kolei rynek deweloperski nie do końca spełniał nasze oczekiwania. Zdecydowaliśmy się zatem znaleźć swoje miejsce w postaci kawałka ziemi i tam wybudować dom marzeń.

Samo poszukiwanie działki trwało chyba 1,5 miesiąca. W międzyczasie przejrzeliśmy dziesiątki ofert na różnych portalach i stronach biur nieruchomości. W większości jednak czegoś nam brakowało, a te które nam się podobały zawsze kończyły się “palcem na mapie” – bo to za daleko, a to słaba komunikacja z resztą świata. Wnikliwe przeglądanie ofert pozwoliło nam zapoznać się bliżej z rynkiem nieruchomości i oferowanymi cenami na poszczególnych terenach powiatu, dzięki czemu wiedzieliśmy mniej więcej na co nas stać i czego mamy szukać.   

W pierwszej kolejności wyznaczyliśmy budżet jaki jesteśmy w stanie przeznaczyć na kupno działki. Biorąc pod uwagę ceny interesujących nas nieruchomości. Średnia cena 55pln/m2 wydawała się być do przyjęcia, co przy planowanych 1000m2 i tak było pokaźną kwotą. Drugą kwestię stanowiła odległość. O typowych przedmieściach mogliśmy zapomnieć, bo tam ceny działek zaczynały się od 200pln/m2 wzwyż. Brodaty wychodził z założenia, że może dojeżdżać do pracy nawet kilkadziesiąt kilometrów, z kolei ja byłam za tym aby ta odległość była nie większa niż 25km. Co do reszty byliśmy zgodni. Chcieliśmy aby działka była położona z dala od dróg szybkiego ruchu i uciążliwych przedsiębiorstw dymiących i hałasujących 24h/dobę. Bardziej zależało nam też na bliskości lasów i łąk, niż sklepów i kościołów pod nosem. Nie mówię, że nie ma być tego wcale, ale nie muszę słyszeć bicia dzwonów kościelnych wzywających na mszę każdego poranka. Innym istotnym wyznacznikiem przy wyborze działki jaki braliśmy pod uwagę była odległość do oświaty, podstawowej opieki zdrowotnej, a także dostęp do komunikacji (PKS, PKP, BUS) w razie nagłej awarii samochodu.

Mając już pewne “widzimisię” ciężko było znaleźć tę jedyną. Przez kilka tygodni scrollowaliśmy od góry do dołu nowe ogłoszenia pojawiające się w sieci, jednak żadne z nich nie było na tyle ciekawe, żeby w ogóle fatygować się i jechać obejrzeć parcelę. Powoli w głowie już rodziły się wątpliwości, że może zbyt wysokie mamy oczekiwania i nie na naszą kieszeń. Jednak tuż przed Nowym Rokiem, na jednym z serwisów ogłoszeniowych pojawiła się oferta działki położonej w miejscowości oddalonej o 15km od centrum miasta. Oferta była na tyle interesująca, że jeszcze przed obejrzeniem działki, oczyma wyobraźni przyjmowaliśmy gości na ulicę Słoneczną do naszego nowego domu. Niecierpliwie czekaliśmy na weekend by móc umówić się z właścicielem i obejrzeć parcelę. Wzięliśmy ze sobą nawet psa, bo w końcu to musi być rodzinna decyzja. Jechaliśmy na spotkanie z właścicielem uśmiechnięci od ucha do ucha jakbyśmy przeczuwali, że może się coś pozytywnego wydarzyć. Po drodzę spytałam Brodatego “-Co zrobimy, gdy działka Nam się spodoba?” Na co on odpowiedział: “-No jak to co! kupimy ją!”. Nie chciało mi się wierzyć, że pierwsza działka jaką realnie jedziemy zobaczyć będzie właśnie tę jedyną.

Tak, to była ta jedyna.

Gdy dotarliśmy na miejsce naszym oczom ukazał się duży teren graniczący z dwóch stron ze ścianą lasu. Od północy zaś rozpościerał się widok na rozległe łąki. Cały teren objęty był miejscowym planem zagospodarowania terenu i podzielony był na kilkadziesiąt działek o powierzchni od 1000 do 1200m2. Część działek została wykupiona już wcześniej, na 4 posesjach znajdowały się już nowo wybudowane domy. Właściciel oprowadził nas po całym terenie, odpowiadając skrupulatnie na każde zadawane pytanie. Działka, która nas interesowała położona była w zachodniej części terenu, tuż obok działki narożnej.

Kształtem przypominała prostokąt o powierzchni 1157m2, którego krótki bok graniczył z drogą dojazdową. Na terenie znajdowały się liczne sosny-samosiejki, które rosły własnym życiem, a z działki rozpościerał się widok na łąki oraz pobliskie gospodarstwo, w którym ktoś hodował koniki polskie. Dla wieloletniego miłośnika jeździectwa (czyli mnie) to prawdziwy raj. Zakochaliśmy się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia. Kudłatemu też się podobało, bo od razu zaczął kopać dziurę pod fundamenty. Jedno co nie dawało nam spokoju to cena – była zbyt niska jak na tę lokalizację. Właściciel tłumaczył to jako “promocja sylwestrowa”, co nie do końca nas przekonywało. Obiecaliśmy, że zaraz po Nowym Roku się odezwiemy w sprawie podjętej decyzji. Do tego czasu zdążyliśmy jeszcze 3 razy odwiedzić to miejsce, wypytać o wszystko urząd gminy, przyszłych sąsiadów, a nawet wujka, który mieszka w drugiej części wsi. Haczyków brak. 2 stycznia zadzwoniliśmy do właściciela z informację, że kupujemy działkę, a 2 tygodnie później spotkaliśmy się u notariusza by dokonać transakcji.