Nowe wpisy

Życie w centrum

O tym, że chcemy mieszkać na wsi, wiedzieliśmy już na samym początku naszej znajomości, a był to rok 2009. O ile Brodaty wychował się na wsi, gdzie po podwórku zawsze biegały owczarki, tak w moim przypadku było to niewielkie mieszkanko w 5-kondygnacyjnym bloku. W niedużym, zadbanym mieście na brak zieleni śródmiejskiej nie mogłam narzekać, mimo to więcej wolnego czasu spędzałam poza nim.

Od kilku lat mieszkamy w dużym, 3-pokojowym mieszkaniu w centrum miasta. W czasach studenckich na pewno miało to swoje plusy, szczególnie w kwestii bliskości uczelni, jak i szybkich powrotów z imprezowych czwartków studenckich. Jednak wraz z upływem czasu i zmieniających się w życiu priorytetów, zaczęliśmy tęsknić za ciszą i spokojem. Życie w centrum zaczęło się nam wyłącznie kojarzyć z wiecznym staniem w korkach, rozbitymi butelkami na chodnikach i polem minowym na każdym metrze kwadratowym trawnika.

 

Jako że nie należymy do osób prowadzących stagnacyjny tryb życia, większość czasu staramy się spędzać aktywnie, poza domem. Nie wspominam już o weekendach, po których jesteśmy z reguły bardziej zmęczeni, niż po całym tygodniu w pracy, bo akurat w sobotę przebiegliśmy kilkanaście kilometrów, a w niedzielę wybraliśmy się z psem na trekking.

 

Na pewno znajdą się osoby, które pozazdroszczą nam własnego M w centrum miasta. Każdy ma jakieś swoje upodobania, jedni nie wyobrażają sobie życia bez jeżdżących tramwajów pod oknem, inni wolą się zaszyć w środku lasu i najbliższych sąsiadów mieć nie bliżej niż kilometr w linii prostej. My po kilku latach mieszkania w centrum jesteśmy pewni, że to nie jest dla nas.